Jeśli ktoś chciał wykorzystać majówkę na grę w tenisa, to z pogody raczej nie jest zadowolony. Tomek Berkieta pojechał na turniej do Hiszpanii, a tam też – nie tylko jak na Hiszpanię – dość zimno. Ale nie pojechał przecież, żeby wygrzewać się na plaży. Zresztą Vic leży w połowie drogi z Barcelony w Pireneje, więc morze nie kusiło.
W tym roku Memoriał Nacho Juncosy został rozegrany już po raz 19. Po pierwszym turnieju organizatorzy uznali, że na jednym nie powinno się skończyć i że o tragicznie zmarłym młodym katalońskim tenisiście warto nie tylko pamiętać, ale też opowiedzieć młodzieży nawet spoza Hiszpanii. I tak zawody obrosły tradycją i prestiżem, a dobra opinia w Tennis Europe zaowocowała przyznaniem kategorii I.
Taka kategoria oznacza, że najlepsi 16- i 18-letni tenisiści z Hiszpanii i okolic nie muszą szukać punktów rankingowych daleko od domu. Może się jednak zdarzyć, że przyjedzie zdolny kadet na przykład z Polski i ogra miejscowych rówieśników, momentami ich zawstydzając. Pięć meczów, dziesięć setów i osiemdziesiąt pięć gemów, z których mniej niż 30 procent wzięło sobie dwóch Hiszpanów, Niemiec, Rumun i Rosjanin.
Finał? Tomek, rozstawiony z numerem 2, a w rankingu TE notowany o 29 miejsc niżej od Martina Landaluce’a, pokonał miejscowego (no, prawie miejscowego, bo chłopak pochodzi z Madrytu) faworyta 6:0, 6:2. I mało (bo tylko jeden mecz), i dużo (bo aż dwa sety) zabrakło, aby Polak wyjechał z Vic z podwójnym tytułem. Grając w parze z Rumunem Davidem Gheorghe dotarł także do finału debla, jednak w tej konkurencji najlepsi byli wyposażeni w „dziką kartę” Hiszpanie Alex Alvarez i Kenneth Rabinad-Villa – 6:3, 6:4.