Każdy ma swojego Nalbandiana – …
… – stwierdził Łukasz Kubot, a że dawno temu, więc nie ma obowiązku pamiętać. Otóż lat temu już niemal 20 przyszły deblowy zwycięzca Australian Open i Wimbledonu, udzielał się wtedy przede wszystkim w singlu. Zauważył, że można być nawet Rogerem Federerem – fakt, że w początkowym stadium kariery, ale jednak Federerem – i mieć permanentne kłopoty z jednym rywalem, niekoniecznie mistrzem świata. Mistrz nad mistrzami przegrał pięć pierwszych pojedynków z Davidem Nalbandianem, w tym dwa w Wielkim Szlemie, dwa w Masters 1000 i – jakby tego było mało – jeszcze u siebie w domu, czyli w Bazylei.
Aleksander Orlikowski i Tomasz Berkieta też mają swoich Nalbandianów. Nie zawsze przegrywają z nimi seryjnie, ale w najważniejszych turniejach krajowych tego lata nie dali im rady. Do finału mistrzostw Polski juniorów w Stalowej Woli Olek awansował tracąc zaledwie szesnaście gemów w czterech meczach, o trzy mniej od Maksa Kaśnikowskiego, jednak w pojedynku o złoty medal nie miało to znaczenia. Wrażenie estetyczne również nie, bo to nie łyżwiarstwo figurowe. Z punktów składają się gemy, z gemów sety, a tych trzeba dwóch, żeby wygrać mecz. Maks zwyciężył 6:3, 3:6, 6:3. Gdyby nie ostatnia partia, bilans w Stalowej Woli byłby idealny, ponieważ poza srebrnym medalem w singlu Olek zdobył dwa złote – w deblu w parze z Maksem i w mikście z Anastassią Bozovą.
Tomek Berkieta walczył w Szczecinie o dwa tytuły mistrza Polski kadetów – w singlu i deblu. W grze podwójnej szansę na podium stracił już w pierwszym meczu, mimo że w parze z Oskarem Grzegorzewskim wydawał się faworytem. W rywalizacji indywidualnej poszło mu znacznie lepiej, choć i w tym przypadku do pełni szczęścia, czyli złotego medalu trochę zabrakło. Może trochę więcej niż trochę, bo w finale przegrał z Goranem Zgołą 3:6, 2:6.
Roger Federer przegrał z Davidem Nalbandianem pięć pierwszych pojedynków, natomiast z następnych czternastu już tylko trzy…