Dwa tygodnie w Mariborze, dwa turnieje Tennis Europe do lat 16: finał i ćwierćfinał w singlu oraz finał i zwycięstwo w deblu. Są powody nie tylko do zadowolenia, bo mogło być jeszcze lepiej.
Tomek Berkieta był najwyżej rozstawionym uczestnikiem Grawe Open i Memoriału Berganta. W pierwszym tygodniu prawie wszystko poszło zgodnie z planem – cztery zwycięstwa, w tym jedno nawet bez straty gema, a małe kłopoty jedynie w półfinale (6:4, 7:5 z Fryderykiem Lechno-Wasiutyńskim). W piątym pojedynku, tym o tytuł, nierozstawiony Emilien Demanet był jednak po prostu lepszy. Belg wygrał 6:2, 6:3, od początku do końca turnieju nie gubiąc nawet seta.
W deblu Polacy połączyli siły. Wyniki meczów z ich udziałem przypominają przejażdżkę kolejką górską w wesołym miasteczku. Ważne, że Tomek i Fryderyk dojechali nią prawie do końca trasy i dopiero w finale nie było im do śmiechu po porażce 4:6, 3:6 ze Słowakiem Michalem Krajczim i reprezentującym Niemcy Miką Petkovicem.
Drugi turniej nie miał szczęścia do pogody. Po pierwszej rundzie organizatorzy cierpliwie czekali na jej poprawę, jednak w czwartek trzeba było już działać stanowczo. Zawody przenieśli pod dach na nawierzchnię twardą, a zwycięzców meczów drugiej rundy zaprosili na kort jeszcze raz tego samego dnia. W ćwierćfinałach nie poradzili sobie obaj finaliści sprzed kilku dni – Demanet przegrał z Żigą Szvecem z Murskiej Soboty, oddalonej od Mariboru o niecałą godzinę jazdy samochodem, natomiast Berkieta uległ w trzech setach Czechowi Janowi Kumstatowi.
Do debla Tomek umówił się z Żigą, co okazało się wyborem całkiem rozsądnym. Najtrudniejszą przeszkodę Polak i Słoweniec musieli pokonać w pierwszej rundzie. Wygrali z Belgami Demanetem i Simonem Daune 7:6, 5:7, 11-9, czym bardzo szeroko otworzyli sobie drogę do zwycięstwa w turnieju, zaś Tomek chociaż częściowo zrewanżował się Emilienowi za porażkę w Grawe Open.