Zwykle jest tak, że wakacje zaczynają się w czerwcu, a we wrześniu wszyscy uczniowie wracają do szkoły. To jednak nie był normalny rok, a Weronika Ewald nie jest statystyczną uczennicą polskiej szkoły. Ona dopiero wybiera się na wakacje; na wakacje zasłużone jak żadne do tej pory.
Większość tenisistek liczących sobie 14 lat gra w kategorii młodziczek, wiele próbuje sił także wśród kadetek, nie brak takich, które skaczą na jeszcze głębszą wodę, aby rywalizować z juniorkami, ale tylko nieliczne robią to z powodzeniem i utrzymują się na powierzchni.
Przed tym pandemicznym sezonem 2020 Weronika i jej opiekunowie założyli, że nie ma na co czekać i warto już teraz „robić” ranking ITF, uprawniający do startu w turniejach Wielkiego Szlema. Wirus sprawił jednak, że wszyscy – nie tylko sportowcy – musieli zweryfikować swoje cele.
Czekała cierpliwie. Dopiero pod koniec lata mogła przystąpić do realizacji planów. Na szczęście w Polsce nie brakuje zawodów ITF Juniors Tour, więc po restarcie sezonu Weronika ruszyła po punkty do Bytomia i Soboty. W obu turniejach rozegrała po pięć meczów. W pierwszym tylko w jednym pojedynku nie przegrała partii, za to w drugim nie oddała rywalkom nawet jednego seta. Co to oznacza, nie trzeba tłumaczyć – dwa finały, w tym jeden zwycięski.
Dla 14-latki, która potrzebowała dwóch „dzikich kart”, bo nie miała przecież punktów uprawniających do wstępu na korty do lat 18, to sukces. Gdyby komuś zabrakło przymiotnika, to niech wybierze sobie coś spomiędzy wielkiego a imponującego.