Nie ma tenisisty, który zagrałby we wszystkich dotychczasowych turniejach Lotos PZT Polish Touru. Daniel Michalski opuścił tylko jeden. I dobrze zrobił, bo nie o tytuł najaktywniejszego w tej zabawie chodzi, lecz o zwycięstwa.
– Po finale w Kozerkach nie miałbym nawet dnia wolnego przed pierwszym meczem w Łodzi, więc uznałem, że lepiej wrócić do domu, trochę odpocząć i dobrze się przygotować do następnego turnieju. I chyba całkiem dobrze się przygotowałem – tłumaczy jedyną nieobecność. Chyba? Znakomicie się przygotował!
Miał za sobą cztery przegrane finały i jeden ćwierćfinał. W Bydgoszczy po raz pierwszy został rozstawiony najwyżej, ale nie uznał tego za okoliczność dodatkowo obciążającą psychikę. Różnica między jedynką a dwójką, do której mógł się już przyzwyczaić, sprowadza się, jego zdaniem, do tego, czy w stronę finału idzie się z góry, czy z dołu drabinki.
W pięciu poprzednich turniejach na drodze Daniela trzy razy stawał Paweł Ciaś. Nic dziwnego, że w Bydgoszczy obaj sprawdzili, kiedy znowu mogą się spotkać. Tym razem znaleźli się w różnych połówkach drabinki, więc obaj mieli względny spokój aż do finału.
– Paweł to bardzo dobry tenisista… – zaczął Daniel.
– I pewnie on to samo mówi o tobie – trudno było oprzeć się chęci wtrącenia tej uwagi.
– Tego nie mogę zakładać – Daniel odpowiedział z refleksem i poczuciem humoru.
Całkiem serio dodał, że przed Lotosowym cyklem nigdy jeszcze nie pokonał tego rywala, za to w ostatnich dwóch miesiącach miał 75-procentową skuteczność: cztery pojedynki z Ciasiem, trzy zwycięstwa i tylko jedna porażka. W każdym z tych czterech spotkań obierał nieco inną taktykę, aby na własnej skórze, a raczej rakiecie, przekonać się, która najlepsza. Na finał w Bydgoszczy też wybrał całkiem dobrą, bo wygrał 6:4, 7:5.
Warto jeszcze cofnąć się nieco w czasie także do trzech spotkań Daniela z Kamilem Majchrzakiem. Dwukrotnie górą był faworyt, lecz w najważniejszym z tych meczów, w półfinale mistrzostw Polski, doszło do niespodzianki.
– Bardzo chciałem zmierzyć się z Kamilem, a jeszcze bardziej go pokonać. To zwycięstwo jest bardzo motywujące do dalszej pracy. Zobaczyłem, że od tenisisty będącego już w czołowej setce rankingu ATP wcale nie dzieli mnie tak wiele. Owszem, ciągle sporo, ale czuję, to w zasięgu moich możliwości – podsumował Daniel Michalski.