Kacper Żuk mówi, że najtrudniejszy był początek pandemii, bo skąd wziąć motywację do codziennej pracy? Trenuje się przecież po to, żeby potem grać i wygrywać, a nikt nie mógł przewidzieć, jaki kurs obierze pandemia. Warto było więc posłuchać głosu rozsądku, a ten podpowiadał, że w takich okolicznościach trzeba robić wszystko, co tylko się da.
Przede wszystkim należało utrzymać się w formie fizycznej. Kacper nie tylko się utrzymał, ale też robił to, na co w turniejowym kieracie zawsze brakuje czasu – przede wszystkim zadbał o zdrowie i wyleczył różne mikrourazy, na jakie cierpi każdy zawodowy sportowiec. W jego przypadku to szczególnie ważne, bo choć jest zawodnikiem jeszcze bardzo młodym (co to jest 21 lat…), to już widział przed swoją tenisową przyszłością wielki znak zapytania.
Decyzja o zdjęciu kłódek z kortów ucieszyła go ogromnie, a informacja o Lotos PZT Polish Tour – jeszcze bardziej. Od razu znalazł sobie cel na ten przejściowy etap sezonu, kiedy już można grać na punkty, choć jeszcze nie o punkty rankingowe.
Na punkty i o pieniądze, bo – słusznie podkreśla – pula nagród w tym cyklu jest naprawdę imponująca. A tenisiści liczyć potrafią, stąd też znakomita obsada. Do Gdańska zjechały takie nazwiska, że wygrać tam było trudniej niż od naprawdę wielu lat zostać mistrzem Polski. A Kacper porównanie ma, bo w zeszłym roku zdobył złote medale w singlu pod dachem i w deblu na kortach otwartych.
– Najbardziej brakowało nam możliwości rywalizacji. Atmosfera jest naprawdę świetna, bo wszyscy czujemy, że nie jest to walka na śmierć i życie, a dopiero początek powrotu do normalności – podsumował „Żunio”.
Wypada jeszcze tylko dodać, że Kacper wygrał w Gdańsku i singla, i debla. Teraz pora na Szczecin.

Lotos PZT Polish Tour